-Cholercia - jęknęłam cicho pod nosem,zakrywając dłońmi swoją czerwoną,niczym dojrzała piwonia,twarz.Myślenie o tym zdecydowanie źle wpływa na mój organizm,co może potwierdzić chociażby szaleńce bicie serca,które dziko kotłowało się w mojej klatce piersiowej.
Westchnęłam cichutko,pocierając palcami szyję,gdzie jeszcze wczorajszego wieczora, niesamowicie miękkie usta chłopaka,znaczyły na niej mokre strużki.Wypuściłam z frustracją powietrze,jednocześnie odrzucając na bok brzeg kołdry i dotykając nagimi stopami chłodnych paneli,jakimi wyłożona była podłoga w moim pokoju.Stanęłam na równe nogi,odgarniając włosy na plecy i kierując się w stronę drzwi,mijając po drodze niewypakowaną jeszcze walizkę,która została rzucona w kąt pomieszczenia,jak tylko pojawiliśmy się w domu.Trzeba będzie się tym zająć - pomyślałam z lekkim grymasem,czując jak mój przyjaciel leniwiec jest zdecydowanie temu przeciwny.
Z lekkim napięciem wkroczyłam do kuchni,która jak się po chwili okazało,była kompletnie pusta,a do tego w nienaruszonym stanie.Zmarszczyłam delikatnie swoje brwi,zaglądając do zlewu,gdzie nie było żadnych naczyń.Czyżby Neymar nie jadł jeszcze śniadania?Zajrzałam do salonu,licząc że może tam go zastanę,jednak spotkałam się jedynie z wielkim rozczarowaniem.W pokoju,łazience,jak i w ogrodzie również go nie było,co mogło oznaczać tylko jedno.Byłam sama w domu.Samiusieńka jak palec,a on nawet nie raczył zostawić chociażby krótkiej wiadomości typu "Musiałem wyjść,wrócę za parę godzin".
-Faceci - stwierdziłam gorzko pod nosem,podchodząc do lodówki,z której wyciągnęłam karton mleka i upiłam sporego łyka.Następnie chwyciłam jogurt truskawkowy i wskakując na kuchenny blat,zajęłam się spożywaniem tegoż wybitnego śniadania,godnego samej rodziny królewskiej. Brakuje tylko pozłacanych sztućców i będzie jak znalazł - zawiało sarkazmem.Kończyłam właśnie oblizywać łyżeczkę,zgniatając w ręce pusty już kartonik,kiedy nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi,a do środka niczym burza wpadł szeroko uśmiechnięty chłopak,który bezceremonialnie wkroczył do kuchni,mrucząc w moim kierunku krótkie "Cześć".Moje brwi maksymalnie drgnęły ku górze.
-Jasne,bo po co są drzwi?Na pewno nie od tego żeby pukać - zironizowałam,wrzucając opakowanie do kosza na śmieci,jednocześnie celując łyżeczką do zlewu,która wylądowała tam z cichym brzdękiem. - Szukasz tam czegoś? - spytałam z westchnieniem,umiejscowując dłonie na swoich biodrach.Brunet spojrzał się na mnie zza drzwiczek lodówki,posyłając lekko zagubione spojrzenie.
-Szczerze to tak - stwierdził przeciągle,ponownie przeszukując każdą półkę. - Nie mów,że ich nie macie! - jęknął zrezygnowany,patrząc się na mnie błagalnym wzrokiem.Przewróciłam oczami, podchodząc do niego i sięgając do jednej z szufladek,z której wyciągnęłam siatkę pełną marchewek,którą wyręczyłam zadowolonemu gościowi.Na twarzy Oscara od razu rozjaśnił się szeroki uśmiech,a chwilę potem zostałam zamknięta w jego szczelnym uścisku,ledwo łapiąc powietrze.
-Mój mały aniołek! - zaszczebiotał mi do ucha,całując mnie w policzek,na co tylko parsknęłam rozbawiona,cudem go od siebie odsuwając na bezpieczną odległość.Poprawiłam wymiętoloną koszulkę od piżamy jaką obecnie miałam na sobie,po czym przeniosłam spojrzenie na krzątającego się,o zgrozo,przy nożach bruneta,który starał się jakoś dobrać do swojej zdobyczy. Pomachałam z pobłażaniem głową,zerkając na wyświetlacz swojego telefonu,aby móc sprawdzić godzinę.
-Mogę wiedzieć czemuż zawdzięczam tą niespodziewaną wizytę? - spytałam,krzyżując ramiona na piersi,unosząc brew w geście zapytania.Osc przeklął jedynie pod nosem,odrzucając ostre "narzędzie" na bok,wkładając do buzi palec,z którego zapewne sączyła się delikatnie krew. Uniosłam oczy ku niebu,czując jak ręce mi opadają do samej ziemi.Jakim cudem on jest starszy ode mnie?
-Nie łatwiej nożyczkami,głupolu? - mruknęłam z rozbawieniem,podchodząc do jednej z szuflad gdzie trzymałam uprzednio wspominaną rzecz,po czym wzięłam do ręki siatkę z marchewkami, którą rozcięłam delikatnie,przesuwając po blacie w stronę,urażonego moją uwagą,Oscar'a.
-Jak kto woli - burknął,wpychając sobie do buzi pierwszą porcję.
- Osc,powiesz mi o co chodzi?Raczej wątpię,abyś wpadł tu tylko po to,aby wyjeść mi wszystkie marchewki - stwierdziłam,marszcząc przy tym czoło.Chłopak wzruszył beztrosko ramionami, odgryzając z charakterystycznym dźwiękiem kolejny kawałek,na co zacisnęłam ze zirytowaniem wargi,powstrzymując się przed rzuceniem w niego jakimś ciężkim przedmiotem,tudzież patelnią, która jako pierwsza napatoczyłaby mi się w ręce.Uniosłam dłonie w geście rezygnacji,kierując się po schodach do łazienki,gdzie zaraz chwyciłam swoją różową szczoteczkę,na którą wycisnęłam nieco niebieskiej pasty,w której zatopione były drobniutkie,białe kwadraciki.Zmoczyłam ją pod kranem i wsadziłam do ust,zaczynając szorować zęby dość szybkimi,okrężnymi ruchami.
-Zabieram cię na kawę - usłyszałam ze sobą,na co z lekkim podirytowaniem w oczach spojrzałam się w lustro,gdzie mogłam dostrzec stojącego w wejściu Santos'a który bez najmniejszego skrępowania opierał się o framugę drzwi,tym razem już bez marchewek w ręku.Czyżby zjadł je tak szybko?
Przewróciłam oczami,wypluwając białą pianę do zlewu,płucząc usta wpierw wodą,potem specjalnym płynem,który dawał przyjemne uczucie orzeźwienia w gardle.Następnie przemyłam twarz zimną wodą i wytarłam ręcznikiem,na koniec smarując jedynie kremem,który przyjemnie nawilżył moją skórę.
-Skąd pewność,że z tobą pójdę?Może mam już inne plany? - mruknęłam,odwracając się do niego przodem.Ten jedynie wlepił na usta szeroki uśmiech,obdarzając mnie tym samym,widokiem swoich śnieżnobiałych zębów.- Takiemu przystojniaczkowi odmówisz? - poruszył wymownie brwiami. - Widzimy się za piętnaście minut na dole - oznajmił,nawet nie dając mi dojść do słowa.
-Jesteś cholernie irytujący i uparty! - krzyknęłam za nim,na co odpowiedział mi perlistym śmiechem.
-I jakże seksi! - odkrzyknął,na co mimowolnie się uśmiechnęłam,machając ze zrezygnowaniem głową.Zapomniał wspomnieć o wrodzonej skromności - pomyślałam z rezygnacją,opuszczając pomieszczenie.
Tak jak przewidział szanowny pan Santos,bez większego wysiłku udało mu się namówić mnie na wspólne wyjście,czego po części coraz bardziej zaczynałam żałować.Nie dość,że chłopak w denerwujący sposób stawiał ogromniaste kroki do przodu,dając mi tym samym powód do wyczerpującego truchtu,to cały czas paplał na wiele różnych tematów,zmieniając je z prędkością karabinu maszynowego,przez co kompletnie zdążyłam się pogubić w naszej "rozmowie",bo bądźmy szczerzy,bardziej przypominało to monolog bruneta,niżeli wzajemne porozumiewanie się.Już sama nie wiedziałam,czy jesteśmy na etapie zachwycania się jego nową fryzurą,czy może przeskoczyliśmy poziom niżej i ponownie wróciliśmy na stare śmieci typu "Dawno nie byłem na żadnej, dobrej imprezce".
-... no i ja mu powiedziałem wtedy,żeby tego nie robił,bo jaki idiota wsadza metalową łyżkę do mikrofali?
-Niech to szlag! - mruknęłam zła,wlepiając nienawistne spojrzenie w swojego iPhone'a,który po raz kolejny oznajmił mi,że Neymar prawdopodobnie jest poza zasięgiem lub ma wyłączony telefon.Nie żeby to była wina tego cud urządzenia,ale łatwiej jest zwalić na martwy przedmiot, niżeli ponownie gniewać się na Neymar'a,którego i tak ochrzanię przy pierwszej,lepszej okazji. Taka moja nowa taktyka,którą niedawno opracowałam.Teraz należy jedynie przetestować ją w "terenie" i podziwiać rezultaty.
-Krucze,nie wiem czemu,ale mam bardzo dziwne wrażenie,że odkąd wyszliśmy z domu, kompletnie mnie olewasz - zironizował Osc obdarzając mnie swoim świdrującym spojrzeniem. Momentalnie wlepiłam na twarz przepraszający uśmiech,chowając telefon do torebki.
-Wybacz.Po prostu mam problem ze skontaktowaniem się z Neymar'em - skwitowałam, wzdychając cicho.Brwi bruneta powędrowały wysoko ku górze,zaś jego napastliwe oczy, dokładnie zlustrowały moją twarz,która sama nie za bardzo wiedziała jaką "maskę" powinna przywdziać.
-Pokłóciliście się? - spytał po chwili ciszy,wciskając dłonie do kieszeni swoich ciasnych rurek,które idealnie uwydatniały jego długie nogi.Przeniosłam spojrzenie na chłopaka,posyłając mu lekki uśmiech.
-Nie,nic z tych rzeczy - mruknęłam. -Po prostu wyszedł rano z domu i nawet nie poinformował mnie dokąd i kiedy zamierza wrócić.
-Nie sądzisz, że nieco przesadzasz? - spytał z lekkim rozbawieniem,opierając się o barkiem o jeden ze słupów,gdy czekaliśmy na przejściu dla pieszych,aż wkońcu rozbłyśnie zielony ludzik, zezwalający nam na przedostanie się na drugą stronę ulicy.
-Jaśniej? - fuknęłam,mrużąc swoje brązowe oczy.
-Po prostu uważam,że trochę dramatyzujesz.Przecież Neymar potrafi sobie poradzić,nie potrzebuje ciebie w postaci niańki - oznajmił,wzruszając przy tym ramionami.
-A kto tu mówi o niańczeniu?! - oburzyłam się,robiąc się czerwona na twarzy - naturalnie ze złości. -Ja się po prostu martwię!
- Cokolwiek - mruknął ze zrezygnowaniem,przenosząc wzrok przed siebie. - Tylko nie zdziw się, kiedy wogóle przestanie od ciebie odbierać.Faceci nie lubią być kontrolowani - dodał z naganą w głosie,ruszając przez białe pasy wymalowane na drodze,nawet na mnie nie czekając.
-Uważasz,że Neymar ma mnie dość?! - fuknęłam,marszcząc groźnie brwi,stojąc nadal w tym samym miejscu. - Santos mówi się do ciebie! - krzyknęłam,kładąc dłonie na biodrach. - Czekaj kretynie jeden! - sapnęłam wściekła,gdy ten machnął mi tylko ręką przez ramię. -Oscar do cholery jasnej! - krzyknęłam zdesperowana,ruszając za nim szybkim truchtem.
W Starbucksie jak zwykle było pełno osób.Razem z Oscar'em zwinnie przecisnęliśmy się między trzema pokaźnymi kolejkami,które już zdążyły się utworzyć przy drewnianych ladach,zza których przyjmowali uśmiechnięci pracownicy kawiarni i szybko skierowaliśmy się do stolika przy wielkim oknie,skąd mieliśmy idealny wgląd na ulice zatłoczonego Los Angeles.Usiadłam wygodnie na jednym z krzeseł i uniosłam głowę ku górze,szczerząc się szeroko do zdekonspirowanego bruneta,który nadal stał,patrząc się na mnie z błaganiem w oczach.Nie tym razem skarbeńku!
-Laura....
-Nie ma mowy - przerwałam mu szybko,krzyżując buntowniczo ramiona na piersi.Chłopak wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia,ściągając swoje brwi w jedną,prostą kreskę.
-Przecież ostatnio...
-Kto tu kogo zaprosił? - zmrużyłam drapieżnie swoje powieki,wlepiając w niego intensywne spojrzenie.Chłopak westchnął ciężko,drapiąc się ze zdenerwowaniem po karku.
-Ale...
-Kto,kogo?
-Lauruś możemy się jakoś...
-Pytam się! - niemal wycedziłam przez zęby,chcąc mocno zaakcentować wypowiadane przez siebie słowa.Widziałam jak szczęka chłopaka zaciska się znacznie z wielkim zirytowaniem, natomiast tęczówki niemal ciskają gromy w kierunku mojej osoby.Och,jakie to typowe.
-Ja - bąknął z niezadowoleniem,odwracając głowę w bok.
-Ty,co? - nie dawałam za wygraną,ani na chwilę nie spuszczając z niego swego uważnego spojrzenia.Jego mięśnie napięły się gwałtownie,a zęby zgrzytnęły nieprzyjemnie.
-Ja zaprosiłem ciebie....
-Więc?
-Więc ja idę zamówić - burknął ze zrezygnowaniem,patrząc się z niesmakiem na długie rzędy kolejek.Zachichotałam pod nosem,uśmiechając się zwycięsko.Grzeczny chłopiec!
-To co zwykle - stwierdził bardziej niżeli zapytał,na co przytaknęłam jedynie głową,patrząc jak Osc odchodzi w stronę ustawionych ludzi.Oparłam się plecami o drewniane krzesło,wzdychając cicho i układając brodę na dłoni,której łokieć znajdował oparcie na blacie niewielkiego, mahoniowego stolika.Sama już nie wiedziałam jak powinnam się zachować względem Neymar'a. Nie miałam żadnej pewności,czy chłopak,aby na pewno czuje do mnie coś więcej poza zwykłą sympatią,a te wszystkie dziwne wydarzenia między nami,nie były jedynie produktami niefrasobliwych przypadków,które nigdy nie powinny mieć racji bytu.Po raz pierwszy czułam się taka zdekonspirowana.Niczym przyparta do muru ofiara,która nie potrafi znaleźć jakiegokolwiek logicznego wyjścia z tej frustrującej sytuacji.
Chciałabym móc wkońcu zrozumieć jego postępowanie,dowiedzieć się czego tak naprawdę oczekuje od mojej osoby.Neymar jest niezwykle trudnym przypadkiem.Ciężko jest z nim dojść do jakiegokolwiek porozumienia i chyba jedynie istnym cudem byłby,gdyby ktoś choć raz zrozumiał jego intencje,jak i zawiłe postępowanie.Jego gesty,zachowania... one niemal zawsze sprzeczne są z jego słowami,co jeszcze bardziej wybija mnie z tropu.Jestem w kompletnej kropce. Nie mam zielonego pojęcia jak powinnam postąpić w stosunku do jego osoby.Pocałować go?A może udać,że zajście z wczorajszego wieczora,wogóle nie miało miejsca?
-Caramel Frappuccino dla pięknej,zamyślonej pani - zakomunikował Oscar z szerokim uśmiechem na ustach,machając mi przed samym nosem kawą i stawiając ją wkońcu na stoliku, tuż przy mojej prawej dłoni.Uniosłam brwi ku górze w geście rozbawienia,po czym objęłam dłońmi plastikowy kubeczek,wyjmując zieloną słomkę i oblizując ją z bitej śmietany i karmelowej polewy.Mmm... jak ja uwielbiam takie rzeczy.
-Nad czym się tak zamyśliłaś, huh? - spytał Santos,specjalnie głośno przy tym mlaszcząc,przez co kilka osób z sąsiednich stolików spojrzało się na nas wymownie,a ich twarze wyrażały jedno wielkie zdegustowanie.Posłałam mu ostrzegawczy wzrok,unosząc kubek do ust.
-Nieważne - mruknęłam.Upiłam łyk kawy,po czym odstawiłam ją z powrotem na miejsce, przenosząc spojrzenie na twarz przyjaciela. -Naprawdę,wyluzuj Osc - dodałam ze szczerym uśmiechem,gdy dostrzegłam powątpiewanie malujące się na jego twarzyczce.
-Powiedzmy,że ci wierzę - skapitulował,oblizując górną wargę z pozostałości po bitej śmietanie. Uśmiechnęłam się do niego pobłażliwie,machając ze zrezygnowaniem głową. - Zatem powiedz mi,co ty dzisiaj w takim wyśmienitym humorze?
-To źle,że jestem wesoła?
-Nie o to chodzi - zagestykulował żwawo dłońmi. -To po prostu u ciebie rzadkość.Przesz ostatnie kilka miesięcy wydawałaś się nie do życia i wszystko cię drażniło,a dzisiaj taka drastyczna zmiana.Zadziwiasz mnie Jackson.
-Nie pierwszy i nie ostatni raz - stwierdziłam z zadowoleniem,obkręcając złoty pierścionek na swoim palcu.
-Nie wątpię słoneczko - zachichotał wesoło,specjalnie pocierając swoim butem moją nogę pod stołem,na co zaśmiałam się cicho.
-Przestań - odparłam rozbawiona,kopiąc go nieco mocniej,na co automatycznie zaprzestał swoim poczynaniom.Posłał mi niewinne spojrzenie,przekrzywiając minimalnie głowę na bok.Oho... Nie oznacza to nic dobrego.
-W takim razie może powiesz mi kto ci zrobił tą piękną,pokaźną malinkę na obojczyku,hmm?
Zakrztusiłam się kofeiną,zatykając dłonią usta i kaszląc gardłowo.ŻE CO?!Szybko chwyciłam telefon w dłoń i unosząc go na odpowiednią wysokość,wlepiałam tępe spojrzenie w wyświetlacz iPhone'a,w którym odbijała się moja szyja,a na niej wielkie,rzucające się w oczy zaczerwienienie. Ja pierdykam...Jak ja mogłam tego wcześniej nie zauważyć?!
Wykrzywiłam usta w dość dziwnym grymasie,zaciskając palce na plastikowym kubku,który cicho zatrzeszczał od siły,jaką włożyłam w ten gest.
-Czyja to robota? - zachichotał Oscar,robiąc dziubek i pociągając kawę przez słomkę.
-Co? - uniosłam na niego zdezorientowane spojrzenie,nadal klnąc w myślach za swoje roztargnienie.
-Kto cię tak naznaczył Laura?Neymar czy Malik?
Poczułam jak oblewa mnie zimny pot.Powiedzieć mu,czy nie powiedzieć?Cholera jasna,nad czym ja się wogóle zastanawiam?!Przecież to OSCAR!Największa papla w całej Kalifornii!
-Nikt - sapnęłam ciężko,zgryzając nerwowo dolną wargę. - Po prostu poparzyłam się... Lokówką!
-Lokówką? - powtórzył podejrzliwie,unosząc swą prawą brew ku górze.No rzesz jasny gwint!
-Tak właśnie.Podczas kręcenia włosów...
-Naturalnie - mruknął Santos,ani na chwilę nie spuszczając ze mnie swego uważnego wzroku.
-Wiesz... pomyślałam,że przydałaby mi się jakaś zmiana.Taki urok kobiet - posłałam mu nerwowy uśmiech,zatykając sobie usta zieloną słomką,przez którą zaczęłam siorbać kawę.
-Ale ty przecież z natury masz kręcone - stwierdził brunet,na co cała spąsowiałam,przymykając mocno powieki.I masz ty te swoje durne kłamstwa,Jackson!Zero wprawy i warsztatu!
-Powiedz.
-Nie.
-Powiedz.
-Nie.
-Proszę.
-Nie.
- ak pięknie dzisiaj wyglądasz!
-Pięknie to ja ci mogę zaraz obić buźkę,jak się wkońcu nie zamkniesz! - wycedziłam w stronę chłopaka,otwierając mocnym szarpnięciem drzwi od domu James'a,niemal zatrzaskując je przed nosem bruneta.Słyszałam jak prychnął oburzony,tuż za moimi plecami,po czym ponownie przyczepił się do mojego ramienia,drażniąc swoim irytującym głosem moje biedne,obolałe ucho. Przysięgam, że zaraz komuś zaserwuję darmowy remont twarzy!
-Ale ja muszę wiedzieć! - odparł z niebywałym przejęciem,powodując że gwałtownie zatrzymałam się w miejscu,świdrując go swoim rozdrażnionym spojrzeniem.
-Powiedz jeszcze jedno słowo,a przysięgam,że zrobię coś,czego nie darujesz mi do końca swego marnego życia.
-A dokładniej? - spytał z rozbawieniem. -O ile się nie mylę,nic na mnie nie masz - skrzyżował wyzywająco ramiona na piersi,uśmiechając się w moją stronę triumfalnie.Zmrużyłam kocio swoje powieki,przyjmując podobną pozycję do jego.
-Ach tak? - uniosłam brew ku górze. - Czyli nie będziesz miał nic przeciwko,jeśli utnę sobie krótką pogawędkę z tą ładną dziewczyną,która za każdym razem obsługuje nas w Starbucksie?
Mina chłopaka momentalnie uległa zmianie.Jego oczy wyrażały wielkie niedowierzanie, natomiast usta rozwarły się delikatnie,jakby próbował powiedzieć coś na swoją obronę. Uśmiechnęłam się chytrze pod nosem,czując ogarniającą mnie satysfakcję.Laura jeden,Osc zero. - Jak ona miała?Eleanor?
-S-skąd ty...?
-Jestem kobietą Oscar.Raczej nie trudno się domyślić czemu zawsze chodzimy na kawę o tej samej godzinie,siadamy przy tym samym stoliku i zawsze próbujesz się wymigać od stania w kolejce.
-Ona mnie wcale nie interesuje!
-Widzisz czołg? - mruknęłam sarkastycznie,wskazując na swoją powiekę. - Boisz się prostego kontaktu z nią - dodałam z rozbawieniem,po czym minęłam go i wkroczyłam do salonu,gdzie znajdował się Liam i Malik,którzy żywo "dyskutowali" na temat tego,jaki film będziemy oglądać.
-Horror! - krzyknął Zayn.
-Komedia romantyczna! - warknął james,wyrywając mulatowi opakowanie z ręki i podstawiając mu pod nos płytę z wybraną ekranizacją.
-Nie mam zamiaru ponownie oglądać tego gówna!
-Ej! - pisnął wzburzony Rodriguez,waląc mulata po głowie. - 27 sukienek to klasyk!Nigdy się nie nudzi!
-A ja jestem za bajką.Co powiecie na Toy Story? - zaświergotał Oscar,który właśnie wkroczył do pomieszczenia z ogromną misą popcornu.
-Nie! - wykrzyknęli jednocześnie James i Zayn,na co uśmiechnęłam się pobłażliwie,rzucając w nich poduszkami.
-Starczy tego moje drogie panie - zarządziłam z wyższością. - Dzisiaj ja wybieram! - odparłam, na co na twarzach wszystkich zgromadzonych wymalowała się niechęć.Hej!Co to za nastawienie?! Wypraszam sobie! - Tak więc,co my tu mamy... - mruknęłam,kucając obok chłopców i przeglądając pudełko z filmami. - Jest! - wykrzyknęłam szczęśliwie.
-Błagam...- zaczął Oscar.
-Tylko... - mruknął James.
-Żeby to.... - dodał Zayn.
-Nie było... -dokończył Oscar.
-Ostatnia piosenka! - pisnęłam radośnie,na co wszyscy wypuścili ze świstem powietrze.Coś się nie podoba?To moja szanowna stópka z chęcią zaprowadzi szybkim kopniakiem do drzwi!
-Nie każ nam tego oglądać po raz kolejny - zaskomlał brunet,marszcząc swoje brwi.Wyglądał na wyraźne zdegustowanego moim wyborem,podobnie jak i reszta chłopców,którzy przytaknęli głowami na słowa Santos'a.
-A niby czemu miałabym zmienić zdanie,co? - uśmiechnęłam się ironicznie.
-Ona ma rację - mruknął Zayn,znajdując się obok mnie.
-Nie ma mowy Malik,tym razem to ja mam... Zaraz, co?!
Czy on się właśnie ze mną zgodził?!Uwaga.Chyba wyczuwać przeciążenie systemu.
-To doby film,a poza tym będzie pretekst do niewinnych przytulasków,prawda? - poruszył wymownie brwiami,obejmując mnie szczelnie w pasie,ostatnie słowa mrucząc mi wprost do ucha. Wyprostowałam się niczym struna,odrzucając opakowanie za siebie.
-To gdzie ten horror? - zaśmiałam się.
Było już grubo po jedenastej,a odkąd pojawiłam się u James'a w domu,nadal nie uzyskałam chociażby krótkiej wiadomości od Neymar'a.Coraz bardziej zaczynałam się denerwować,czego nawet nie potrafiłam umiejętnie ukryć.Co chwila padały w moją stronę pytania typu "Wszystko w porządku Laura?","Na pewno dobrze się czujesz?".Potakiwałam wtedy głową,uśmiechając się sztucznie,chcąc ukryć jakoś ten cholerny niepokój,jaki coraz bardziej się we mnie nasilał.Nie potrafiłam tego zrozumieć.Co tak ważnego mu wypadło,że nie miał ani chwili czasu,aby chociażby dać mi znać,że nic mu nie jest i nie gnije gdzieś w przydrożnym rowie,kilkadziesiąt kilometrów od Los Angeles?
Potarłam dłońmi ramiona,maltretując zębami swoją dolną wargę,która coraz bardziej pulsowała bólem,wywołanym poprzez ten gest,którego nie mogłam za nic stłumić.Robiłam to zupełnie nieświadomie,a kiedy już się na tym przyłapywałam,to nie widziałam żadnych argumentów ku temu,aby przestać.Można powiedzieć,że to był taki mały sposób na odstresowanie się i wylanie z siebie tych wszystkich nieprzyjemnych emocji.
Z rozmyślań wyrwał mnie głośny trzask drzwi,a chwilę potem postać Neymar'a,która niczym zjawia pojawiła się w salonie,zwracając tym samym uwagę wszystkich zgromadzonych. Nieświadomie zerwałam się na równe nogi,patrząc się z niebywałą ulgą w oczach na chłopaka, który rzucił mi przelotne spojrzenie,zdejmując z siebie swoją nieśmiertelną,skórzaną kurtkę i rzucając ją niedbale na wolny fotel.
-Yo Neymar! - krzyknął James,machając w stronę bruneta butelką z piwem.Oczywiście muszę nadmienić,że Rodriguez nie wypił ani kropli alkoholu,co zapewne było spowodowane moją obecnością,za co byłam mu bardzo wdzięczna.Zyskał u mnie tym samym kolejnego plusa.Widać było,że starał się z całych sił naprawić relacje między nami.
-Co tak późno?Już mieliśmy zawiadamiać siły służb specjalnych! - zachichotał lekko podpity Oscar,patrząc jak Neymar odbiera alkohol od James'a i szybkim ruchem pozbywa się kapsla, upijając spory łyk trunku.Mimowolnie skrzywiłam się na ten widok.Nigdy za bardzo nie przepadałam za smakiem piwa.
-Sprawy - mruknął wymijająco chłopak,przenosząc spojrzenie na moją osobę.Nieświadomie zaczerwieniłam się delikatnie,skubiąc palcami rąbek swojej koszuli w kratę.
-Um... Możemy pogadać? - spytałam niepewnie.Widząc jak Neymar przytakuje głową,nieco koślawym krokiem skierowałam się do kuchni,starając się nie myśleć o palącym spojrzeniu jego ciemnych oczu,które bez skrępowania mierzyły moje"tyły".
-Co jest? - zagadnął swoim tradycyjnym tonem głosu,opierając się biodrami o ciemny,kuchenny blat.Przełknęłam powoli ślinę,patrząc się niepewnie na jego twarz.
-Gdzie byłeś? - spytałam cicho,nie wiedząc czy dobrze robię poruszając ten temat.Mogłam się znaleźć na kruchym lodzie,a tego w tej sytuacji zdecydowanie nie chciałam.
Brunet stał przez chwilę w kompletnej ciszy,ani na chwilę nie spuszczając z mojej postaci swego uważnego spojrzenia.Zacisnęłam nerwowo palce na kieszonkach od spodni,czując jak wzrasta we mnie niepewność i pewnego rodzaju nieuzasadniona panika.
-Musiałem coś załatwić - wzruszył ramionami olewająco,upijając kolejny łyk piwa. Zesztywniałam na chwilę,czując przeszywający ból w klatce piersiowej.Nie lubiłam takiego Neymar'a.Czułam się jakbym rozmawiała z cholernym posągiem,a nie moim kochanym i czułym Neymar'em,w którym byłam tak bezgranicznie zakochana.
-Czemu się nie odezwałeś?
-Nie miałem czasu - tym razem odpowiedział od razu,odstawiając alkohol na blat.Objęłam się ramionami,spuszczając wzrok na podłogę.
-Mogłeś chociaż wysłać wiadomość... - bąknęłam pod nosem,przymykając powieki.Wiedziałam co zaraz nastąpi.Tak jak podejrzewałam do samiusieńkiego początku,stąpam po kruchym lodzie, co utwierdził jedynie niekontrolowany wybuch chłopaka.
-Gdybym mógł, to bym to kurwa zrobił! - wycedził przez zęby,powodując że nieprzyjemne ciarki rozeszły się w dół mego kręgosłupa. -Czemu zawsze musisz postawić na swoim?Czemu wciąż musisz drążyć ten temat?Do jasnej cholery,to zaczyna się robić irytujące!
-Jesteś zwykłym egoistą - wysyczałam jadowicie przez zęby,nie mogąc powstrzymać złości jaka zaczęła krążyć w moich żyłach.To ja przez cały dzień o nim myślałam,bałam się o niego... A w zamian słyszę takie słowa!To jest wdzięczność Neymar'a Da Silv'y,proszę państwa!
-Słucham? - rzucił z niedowierzaniem w głosie,uśmiechając się do mnie kpiąco.
-To bardzo dobrze,że słuchasz! - wrzasnęłam. - Przez cały czas nie wypuszczałam telefonu z ręki, bojąc się,że zadzwonisz,a ja nie odbiorę.Przez głowę przechodziły mi najgorsze myśli,byłam bliska histerii,obawiałam się,że zaraz mogą zadzwonić do mnie ze szpitala z informacją,że uległeś jakiemuś poważnemu wypadkowi...Ja tutaj odchodziłam od zmysłów! - krzyczałam,czując jak łzy złości i bezradności,moczą moje piekące policzki. - Ja się,kurwa mać,o ciebie martwiłam, arogancie jeden! - drążyłam dalej,patrząc się na niego spod zmarszczonych brwi.Brunet przez chwilę ani drgnął.W ciszy analizował moje słowa,nie odrywając swoich fantazyjnych tęczówek od mojej twarzy,aż wreszcie umieścił swoje ciepłe dłonie na mojej talii i zręcznym ruchem przyciągnął mnie do siebie,wpijając się agresywnie w moje opuchnięte wargi.Wydałam z siebie cichy jęk zaskoczenia,ale i zadowolenia,bez namysłu wplątując rękę w jego miękkie,zmierzwione kosmyki włosów.Jak to jest,że wystarczy jeden taki gest z jego strony,a cała złość wyparowuje ze mnie i świat przestaje istnieć?
-Nie złość się - wszeptał konspiracyjnie prosto w moje rozpalone usta.Nie mogłabym.
----------------------
Hej wszystkim! :)
Jak minął dzień,mi okropnie...
Serio juz mi się nie chce nic,a chodzę dopiero drugi tydzień do szkoły xd.
Dlatego przepraszam,ze rozdział jest taki słaby...:c
Jeszcze muszę się pouczyć,jeżeli macie jakieś fajne pomysły związane z blogiem to piszscie!
Pozdrawiam!:*
Wcalee nie słaby :)
OdpowiedzUsuńświetnee *-*/Nel
OdpowiedzUsuńFajny, fajny i tak dużo Oscarka... Ale Neymar w tym opowiadaniu mnie strasznie wkurza....! Ciekawa jestem jak to się potoczy dalej...?
OdpowiedzUsuńGenialny! :D
OdpowiedzUsuńSuper *.*
OdpowiedzUsuńAAAAAAAAA nareszcie!!!!! Taaaaak!!! Czekam na nexta :D !!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńKocham to! <3
OdpowiedzUsuńCudo *-----------------------*
OdpowiedzUsuńTen Neymar... Ja już go nie rozumiem :/
OdpowiedzUsuńA rozdział jak zawsze świetny *.*
W S P A N I A Ł Y ! ! !
OdpowiedzUsuńZ A J E B I S T Y !! Kocham !!
OdpowiedzUsuńCzekam na next <3 !