środa, 24 września 2014

Rozdział XVII

Przygryzłam mocno jego dolną wargę,ciągnąc ją w swoim kierunku,słysząc jego cichy syk. Chwilę później przesunęłam po niej swoim językiem,na co spotkałam się z zadowalającym pomrukiem ze strony James'a.Przymrużyłam oczy,oddając się słodkim pieszczotom bruneta, czerpiąc przyjemność z ciepłych palców chłopaka,które badały skórę pod moją koszulką, przesuwając się powolnie po moich kruchych żebrach.Słyszałam jak w pokoju mieszały się nasze niespokojne oddechy.Przyśpieszone tętna i szaleńcze bicia serc,można by wyczuć na kilometr.
Mokre wargi chłopaka z nadzwyczajną delikatnością muskały moją odkrytą skórę na szyi, pomrukując przy tym cicho,zupełnie jakby z jakimś dziwnym zadowoleniem.Wyciągnęłam jeszcze mocniej głowę w bok,wzdychając ciężko,gdy jego zęby zaczęły atakować mój obojczyk.
-Laura - wyszeptał mi zmysłowo do ucha,na co jęknęłam anielsko,zaciskając palce na jego silnych,być może nieco zbyt mocno rozbudowanych ramionach.Przymknęłam powieki, wsłuchując się w swój urwany oddech.Czułam się tak inaczej.Sama tylko nie wiem,czy było to coś pozytywnego.Musiałam przyznać,że bliskość James'a kompletnie różniła się od tej,jaką dawał mi Neymar.Ney w każdy swój gest wkładał największą cząstkę swych emocji,pokazywał mi swoje uczucia,poprzez najmniejszy dotyk chciał uświadomić to,czego nie potrafił powiedzieć mi prosto w oczy.Doceniałam to.Wiedziałam,że brunet nigdy nie umiał otwarcie rozmawiać o takich rzeczach.Zawsze był oschły,zimny...Być może dlatego pamiętam wszystkie momenty,w których pokazywał mi swoją czułość.Zawsze starałam się chłonąć z nich jak najwięcej,chciałam pamiętać tego "dobrego" Neymar'a,a nie aroganckiego,odpychającego wszystkich chłopaka,który liczył się tylko ze swoim własnym zdaniem.
W tej jednej,krótkiej chwili trafiło to do mnie.Zimny pot przepłynął po całym moim napiętym ciele,a oczy zaczęły niekontrolowanie piec,gdy uświadomiłam sobie swoją głupotę.Pocałowałam James'a.Przyjaciela Neymar'a.Kogoś kto dopiero zaczął zyskiwać moje zaufanie i nie wiedział o mnie praktycznie nic.Czyżbym aż tak nisko upadła?Czy naprawdę stałam się tak zdesperowaną osobą,że szukam bliskości u każdego,kto tylko pojawi się na mojej drodze?
-Nie! - sapnęłam,gwałtownie odsuwając od siebie Rodriguez'a,który zaskoczony poleciał do tyłu na plecy,lądując na miękkiej kanapie.Złapałam się za piekące miejsce na szyi,gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się zęby bruneta.Przesunęłam opuszkami palców po malutkich wgłębieniach w skórze,przenosząc pełne niedowierzania spojrzenie na półleżącego chłopaka,który przyglądał mi się z wysoko uniesionymi brwiami.
-Ugryzłeś mnie! - pisnęłam z lekkim oburzeniem,sama nie wiedząc co jest gorsze.To że przed chwilą oddawałam się pieszczotom James'a, czy to,że jego zęby w bolesny sposób odcisnęły się tuż przy moim obojczyku.
Wargi bruneta zadrgały delikatnie,aż wkońcu parsknął z rozbawieniem,machając przy tym głową.Wydęłam usta do przodu,poprawiając koszulkę,która do połowy odsłaniała mój brzuch. Zażenowana spojrzałam się na niego spod byka,jednak ten wzruszył jedynie ramionami, zakładając dłonie za głową.
-Gdybyś tak gwałtownie nie zareagowała,nie doszłoby do tego - parsknął,chwilę później zaliczając bliski kontakt z poduszką,która magicznym sposobem wyleciała z moich rąk. - O co ci chodzi? - westchnął lekko podirytowany,podnosząc się do siadu,przyglądając mi się ze zmarszczonymi brwiami.Westchnęłam cicho,przeczesując skołtunione włosy palcami. Podciągnęłam kolana pod brodę,obejmując je swoimi ramionami.
-To nie powinno się wydarzyć - mruknęłam pod nosem,przenosząc na niego niepewne spojrzenie. -Nie powinno mieć miejsca - odchyliłam głowę do tyłu,wlepiając pusty wzrok w błękitny sufit.Jak głupim trzeba być,by zrobić sobie coś takiego?Moje życie już i tak mocno jest pokomplikowane,a ja kretynka,jeszcze dorzucam sobie dodatkowe kłody pod nogi.A do tego mieszasz w to innych - zapiszczał jakiś irytujący głosik,na co zerknęłam na zdezorientowanego całą sytuacją James'a. Przeklęłam w duchu,wbijając paznokcie w swoje nogi.Nie dość,że najpierw rzucam się na niego jak jakaś niewyżyta,to później odpycham go i wyjeżdżam z pretensjami...Mam ze sobą poważny problem.
-James,przepraszam - szepnęłam,przysuwając się delikatnie do niego,kładąc mu dłoń na ramieniu. - Nie chciałam żeby tak to wyglądało...To był impuls.Ta cała sytuacja pomiędzy Neymar'em i mną...
-Hey,spokojnie! - zaśmiał się lekko,łapiąc moją dłoń w swoją. - Rozumiem.Pogubiłaś się,ja się napatoczyłem i stało się.Nie musisz mi się tłumaczyć - pogładził kciukiem moje kostki, uśmiechając się przy tym przyjaźnie. - Szczerze mówiąc,to ja też zachowałem się jak idiota - odparł,nerwowo drapiąc się po karku. - Wkońcu powinienem był od razu jakoś zareagować.
-I zareagowałeś - zachichotałam,rumieniąc się przy tym delikatnie.
-Tak - przyznał,również się śmiejąc. -Tyle że trochę w mniej oczekiwany sposób.
Potaknęłam głową,czując wewnątrz siebie nieopisaną ulgę,która rozprzestrzeniła się po całym moim ciele,które momentalnie się rozluźniło.Całe szczęścieże brunet nie miał mi tego za złe. Mogłoby się to wtedy skończyć nie za ciekawie.
-Zachowałam się jak gówniara,prawda? - mruknęłam,wlepiając spojrzenie w swoje kolana.Brunet przeczesał dłonią swoje włosy,opierając łokcie na udach.
-Tak,nie da się zaprzeczyć - stwierdził wesoło,na co przewróciłam oczami,opadając ciężko na poduszki.Potarłam palcami czoło,zastanawiając się nad tym,czy uda mi się wymazać z pamięci to niespodziewane "wydarzenie".Tak się akurat składa,że pamiętam wszystkie swoje głupoty,a to, zdecydowanie zalicza się do tej kategorii. To była jedna z tych sytuacji, kiedy człowiek pragnie posiadać magicznego pilota z przyciskiem,który umożliwi ci cofnięcie czasu.

~*~
-No i jak? - mruknęłam z westchnieniem,stając przodem do siedzącej Vanessy,która spojrzała się na mnie spod swojej grzywkii,która zakrywała połowe czoła.Szatynka zmrużyła delikatnie swoje ciemne oczy,mierząc mnie krytycznym wzrokiem.Uniosła swoją dłoń ku górze i jednym gestem ręki dała mi do zrozumienia,że mam się obrócić wokół własnej osi,co zrobiłam z mocnym podirytowaniem.Wstrzymałam powietrze,zakładając dłonie na biodrach. - No więc? - ponagliłam ją,tupiąc ze zniecierpliwieniem nogą.Jej usta pomalowane krwistoczerwoną szminką drgnęły delikatnie,na sam koniec rozciągając się w pięknym uśmiechu.
-Powalisz ich na kolana - zachichotała,wstając z białego,puszystego fotela.Odłożyła na szklany stoliczek magazyn z modą,gdzie na okładce widniał jakiś gorący aktor,którego imienia nawet nie pamiętam i podeszła do mnie,przyglądając się mojej szyi.Poruszyłam się niespokojnie,starając się przekręcić głowę tak,aby włosy zasłoniły mój obojczyk.Przełknęłam powoli ślinę,patrząc się niepewnie na jej zamyśloną twarz.Błagam nie patrz się na ślad,błagam nie patrz się na ślad, błagam...!
-Czegoś tu brakuje - mruknęła pod nosem,a ja mocno odetchnęłam,uśmiechając się głupkowato do niej.Dzięki Bogu nie zauważyła ugryzienia James'a,które jak na złość,nadal jest widoczne. Będę musiała to pokryć fluidem...
Dziewczyna pisnęła głośne "Wiem!",po czym zniknęła za drzwiami mojej łazienki.Słyszałam jedynie jak przegląda wszystkie moje szafki w poszukiwaniu czegoś,zapewne nawet nie fatygując się,aby poukładać powyjmowane rzeczy na swoje miejsce.Ech, tak.Niestety Vaness nie zalicza się do grona osób,które czują potrzebę sprzątnięcia po sobie.Co prawda,gdy wchodzi się do jej pokoju,to na pierwszy rzut oka sprawia on wrażenie czystego,wręcz pedantycznego.Jednak kiedy zajrzy się do garderoby,pojedynczych szafek,czy chociażby za łóżko,można znaleźć wiele ciekawych rzeczy,chociażby takich jak bokserki Niall'a w słodkie pandy.Zapytacie czemu akurat Horana?Cóż,już od dobrych sześciu miesięcy Vanessa i Niall tworzą piękną,słodką parkę,która na każdym możliwym kroku pokazuje nam swoje czułości.Ich pierwsze spotkanie raczej nie zalicza się do tych romantycznych.Opowiadała mi,że poznali się w sklepie spożywczym pod nazwą "Market u Barry'ego".Wybrała się na zakupy,przechodziła między stoiskami z owocami i nagle zachciało jej się pomarańczy.Chwyciła reklamówkę i kiedy wyciągnęła dłoń po jedną z nich, blondasek zrobił to samo.Jak ona to uznała,kiedy tylko spojrzeli sobie w oczy,poczuła takie "Zing",a wszystko nagle zwolniło.Och i nie omieszkała pominąć kwestii,kiedy to Niall odprowadzał ją pod dom,a rześki podmuch wprawił w ruch jego bujną grzywę,która zaczęła falować na wietrze niczym jedwabista flaga.I choć należę do osób o bardzo bogato rozwiniętej wyobraźni,to nigdy nie potrafiłam wyobrazić sobie "tańczących" włosów chłopaka,gdyż wtedy były one tak krótkie,że nie dałoby rady przeczesać ich nawet palcami.
-Znalazłam! - krzyknęła szczęśliwa,wymachując w dłoni naszyjnikiem,który widziałam bodajże pierwszy raz na oczy.To ja mam coś takiego w swoich rzeczach?Rany,chyba pora przejrzeć te graty,bo jak widać połowy z nich w ogóle nie używam,bądź nie mam pojęcia,że są w moim posiadaniu.
Podeszłam do dziewczyny,która z triumfującym uśmiechem zawiesiła na mojej szyi biżuterię złożoną z białych koralików.Odsunęłam się od szatynki i stanęłam przed lustrem,uśmiechając się pod nosem.Wszystko komponowało się wręcz idealnie.
-Teraz jesteś gotowa na pierwszy dzień swojej pracy - oznajmiła wesoło,poprawiając moje włosy, które upięte zostały w ciasnego koka,ozdobionego niewielką,czarną kokardką.Posłałam jej wdzięczny uśmiech,biorąc beżową torebkę,którą wyciągnęła w moim kierunku.
-Daj znać jak ci poszło! - krzyknęła za mną,machając mi wesoło,gdy tylko opuściłam dom.
-Dam! - odparłam chichocząc,wsiadając do zamówionej wcześniej taksówki.
 Skłamałabym mówiąc wam,że ani trochę się nie denerwowałam.Może wydawać się wam to nad wyraz zabawne,ale mi wcale nie było do śmiechu.Czułam jak nieprzyjemne poczucie tremy zżera mnie od środka,a ja siedziałam ze świadomością tego,że nie dam rady się tego wyzbyć i niemile widziane uczucie będzie mi towarzyszyć przez większą część tego dnia.Wkońcu mój pierwszy tydzień w tej pracy,ma być okresem próbnym.Jeśli zwalę,to nie dość,że zawiodę Harry'ego,który polecił mnie swoim rodzicom,to do tego już nigdy więcej nie będę mogła pokazać się w domu przyjaciela,gdyż uczucie zażenowania,z pewnością mi na to nie pozwoli.
Postawiłam na głęboki,szybki wdech,po czym przekroczyłam próg ogromnego lokalu,którego wygląd zwalił mnie z nóg.To ma być ta "kawiarenka"?!
Zbierałam swoją buzię z podłogi,gdy moje oczy chłonęły przepych i ekstrawaganckie wnętrze Passion Coffee,które zdecydowanie zostało założone z myślą o ludziach biznesu i egoistycznych snobach,którzy nie żałują wydawania dużych sum,aby móc zjeść w takim miejscu.
Pomieszczenie podzielone było na dwie,odrębne części,które razem dawały niesamowity efekt.Po lewej stronie znajdowała się ekskluzywna restauracja,gdzie goście mogli spokojnie zamówić sobie smacznie wyglądające dania,na które zapewne nigdy nie będzie mnie stać.Nad dębowymi stołami,pokrytymi nieskazitelnie białymi obrusami,wisiały ogromne,długie żyrandole,na których pięknie mieniły się malutkie diamenciki i koraliki,które jedynie dodawały elegancji całemu wystrojowi.Gładka,wypolerowana podłoga odbijała światło z lamp,a w tle leciała jakaś kojąca, francuska muzyka,która o dziwo zamiast być denerwująca,przyjemnie działa na zmysły.
 Niepewnie zwróciłam się do prawego skrzydła lokalu,powoli przemieszczając się w kierunku baru,który tworzył pośrodku pomieszczenia koło,wokół którego poustawiane były wysokie, barowe krzesła,obite białą,miękką skórą.Starając się zwrócić na siebie jak najmniej uwagi, dziękując w duchu Vannessie,że jednak postanowiła ubrać mnie stosowanie do tego miejsca, podeszłam powolnym krokiem do blatu,za którym stał wysoki chłopak z ciemnymi,wysoko zaczesanymi włosami.Ubrany był klasycznie w białą koszulę rozpiętą delikatnie pod szyją i ciemne,proste spodnie.Do tego przepasany luźno krawat,który swobodnie zwisał wzdłuż jego torsu i złota plakietka z jego imieniem i nazwiskiem.
Przełknęłam ślinę,kładąc dłonie na połyskującym blacie,stukając o powierzchnię paznokciami wymalowanymi na pudrowy róż.Odchrząknęłam cicho,zwracając tym samym uwagę szatyna, który odłożył czystą szklankę na bok,podchodząc do mnie z firmowym,wyćwiczonym uśmiechem a'la dżentelmena.
-W czym mogę pomóc? - spytał swoim głębokim głosem,na co dostałam lekkich ciarek.Spojrzał się na mnie przeciągle spod wachlarza ciemnych rzęs,nachylając się tak,że przez rozpiętą pod szyją koszulę,widać było kawałek dość rozbudowanego torsu.Westchnęłam ciężko.Rany,był w tym dobry.Mogę się założyć,że wiele kobiet poleciało już na tą jego gorącą postawę.Zapewne większość klientek stanowią jego ciche wielbicielki.To się nazywa robić biznes.
-Em,przyszłam tu w sprawie pracy - odparłam nieśmiało,zaczepiając za ucho niesforny kosmyk włosów,który wydostał się z koka.Brwi chłopaka powędrowały delikatnie ku górze,a po chwili błysnął przyjaznym uśmiechem,przekładając niebieską ściereczkę przez swoje prawe ramię.
-Czyli że mam przyjemność rozmawiać z Laurą Jackson? - bardziej stwierdził,niżeli zapytał. - Marc Bartra - wyciągnął dłoń w moim kierunku.Zrobiłam to samo,a kiedy mu ją podałam,uniósł ją do ust i złożył na niej lekki pocałunek.Zarumieniłam się delikatnie,przystępując z jednej nogi na drugą.Och, błagam!Nie jestem klientką,przestań! - krzyknęłam zdesperowana w myślach,mając płonne przekonanie,że jest to tylko wyćwiczona gra aktorska,która minie jak najszybciej. - Mam nadzieję,że cię zatrudnią na stałe.Brakuje tu pomocnej,kobiecej dłoni - wyszczerzył szeroko swoje białe ząbki.Ja jedynie przewróciłam oczami,również unosząc kąciki swoich ust ku górze.
-Mógłbyś może zawołać...
-Szefowej nie ma - przerwał mi,domyślając się co mam zamiar powiedzieć.Zmarszczyłam swoje czoło,zerkając na zegarek w swoim telefonie.Przecież jestem punktualnie.Godzina jedenasta trzydzieści,to właśnie teraz miałam prowadzić konwersację z mamą Hazzy.Och,do jasnej cholery, co jest grane?!
-Musiała wyjść załatwić coś pilnego - dodał szybko,widząc skonsterowanie wymalowane na mojej twarzy. - Wiesz,nagła sprawa - wzruszył ramionami. - Ale sądzę,że niedługo będzie.Przez ten czas to ja mam przeprowadzić z tobą rozmowę - odparł,poruszając przy tym wymownie brwiami.Westchnęłam cicho,siadając na jednym z barowych krzeseł.To może być ciekawe. - Gotowa? - zachichotał,opierając się łokciami o wypolerowany blat,przyglądając się dokładnie mojej twarzy.
-Dawaj - mruknęłam zrezygnowana,zdejmując z siebie marynarę,układając ją na swoich kolanach tak,aby się przypadkiem nie wygniotła. - Zatem co chce pan wiedzieć?
-Może na początek,czy posiada pani inną pracę?
-Nie.
-Ma pani samochód?
Zmarszczyłam delikatnie nos.
-To podchwytliwe pytanie? - spytałam rozbawiona,jednak widząc powagę na twarzy Marc'a, opanowałam się,opierając brodę na dłoniach. - Obecnie nie,ale nie mam problemów z dojazdem, jeśli o to chodzi - wyrecytowałam płynnie,na co szatyn pokiwał głową.
-Studiujesz?
-Nie,dopiero zacznę.
-Masz dzieci?
-Wyglądam na nastoletnią mamuśkę? - fuknęłam oburzona,jednak widząc badawczy wzrok Bartry,prychnęłam pod nosem,kręcąc przecząco głową.
-Jakieś problemy z prawem?
-Źle postawiony rower przed spożywczakiem i nie trafienie papierkiem do kosza - bąknęłam, na co chłopak podniósł na mnie rozbawiony wzrok.Wzruszyłam ramionami,z typową miną "No co?". - Straż miejska nie popuszcza takim bandytom jak ja - odparłam nad wyraz poważnie. Chłopak zachichotał cicho,kręcąc z politowaniem głową.
-Problemy ze zdrowiem?
-Raczej nie.
-Urazy psychiczne?
-Wątpię.
-Palenie i inne używki?
-Nie śpieszy mi się do śmierci.
-Kontakt z ludźmi?
-Wyśmienity.
-Dokładność wykonywania zadań i obowiązków?
-Perfekcyjna.
-Masz chłopaka?
-Czy to pytanie również zalicza się do tematu pracy?
-Nie.To informacja,dzięki której dowiem się,czy mam szansę zaproszenia cię na kolację.
 Ależ on otwarty i szczery.Tylko podziwiać!Uśmiechnęłam się do niego pobłażliwie,krzyżując ramiona na piersi.
-Na ilu dziewczynach już to wyćwiczyłeś?
-Na większości - wyszczerzył się szeroko,przysuwając nieco bliżej. - To jak będzie?
-Ile ci odmówiło?
-Mniejszość.
-Do której niestety się zaliczam - posłałam mu niewinne spojrzenie,śmiejąc się w duchu. - Ale nie mam nic przeciwko zaproszeniu na lunch.
-Jutro,na długiej przerwie.Stoi? - spytał wielce zadowolony,opierając się łokciami o połyskujący blat.Przewróciłam oczami,mrucząc ciche "Niech ci będzie".Jeśli mam być szczera,to sądziłam,że się zniechęci moją propozycją i da sobie spokój,ale jak widać,mój nowy kolega jest niezwykle towarzyskim chłopakiem.Jak uroczo.Kto wie?Może zostaniemy jeszcze bliskimi przyjaciółmi? Przez następną godzinę Marc pokazywał mi co będzie należeć do zakresu moich obowiązków, oprowadził mnie nieco po lokalu,przedstawił godziny pracy,które wypisane były na naszym grafiku,który wisiał na ścianie w pokoju dla personelu.Muszę przyznać,że wszystko wyglądało obiecująco.Poznałam drugą dziewczynę,z którą będzie mi dane pracować - niejaka Della o pięknych,bujnych,kruczoczarnych włosach spiętych kolorową apaszką i o oliwkowej cerze,której już jej zazdrościłam.Wyglądałam przy niej jak jakaś cholerna mrożonka!Blada,bez żadnego grama koloru na tej przeklętej skórze...Życie jest przereklamowane.
 Najmniej jednak przypadł mi do gustu uniform,który,niestety,ale jest obowiązkowy.Składał się on z białej koszulowej bluzeczki,wykończonej kołnierzykiem,która posiadała o dwa guziki za mało,przez co nadaje to idealny wgląd na nasz opięty dekolt.Do tego czarna,przylegająca spódnica przed kolano oraz niebotycznie wysokie szpilki,również w ciemnym odcieniu.Ach!No i nie zapomnijmy wspomnieć o białym,falbaniastym fartuszku,przewieszonym przez biodra.Niby nie było to nic nadzwyczajnego,jednakże gdy zobaczyłam ubraną w to Dellę,od razu stwierdziłam,że będę się czuć w tym niekomfortowo.Obcisłe,eleganckie,ale z pazurem...Raczej preferowałabym bardziej coś wygodniejszego do pracy,jednakże w tej kwestii nie mam nic do powiedzenia.Pozostaje mi tylko zgryźć policzek i przeboleć ten fakt.
-Myślę,że to wszystko - stwierdził Bartra,zamykając za nami drzwi od spiżarki,gdzie znajdowały się przeróżne zapasy alkoholi.Odetchnęłam cicho,odgarniając niesforne kosmyki włosów do tyłu. - Poradzisz sobie? - spytał z przyjacielskim uśmiechem,opierając się ramieniem o szarą ścianę.
-Jasne.Wkońcu nie ma tego aż tak dużo - odwzajemniłam gest,zerkając na salę,gdzie pomiędzy stolikami przelatywała Della,wraz z jakimś chłopakiem,którego jeszcze nie dane mi było poznać.  Zmarszczyłam delikatnie nos,zastanawiając się,czy i mi uda się z taką gracją obsługiwać tutejszych klientów.Wkońcu jest to ceniona,elegancka kawiarnia,a zarazem restauracja,a ja raczej należę do osób niezdarnych,które zazwyczaj muszą coś potłuc,rozlać,bądź wyrzucić.O mamuniu, po cholerę ja się tutaj pcham?!
-Wszystko w porządku? - spytał podejrzliwieMarc,przyglądając się grymasowi,jaki wstąpił na moją twarz.Momentalnie wykrzywiłam usta w sztucznym uśmiechu,kiwając potakująco głową.
-Jasne.Nigdy nie było lepiej - rzuciłam nieco nerwowo,zakładając na ramiona swoją marynarkę. Czy to ten przeciąg,czy może niekomfortowa sytuacja spowodowała,że dostałam gęsiej skórki?I czemu,do jasnej cholery,muszę obstawiać to drugie?!

-Zdrowie Laury!Naszej słodkiej kelnereczki! - krzyknął głośno Oscar,unosząc ku górze butelkę z piwem,szczerząc się przy tym jak głupi.Reszta zebranych poszła w jego ślady,a w pomieszczeniu rozniósł się odgłos stukotu szkła.Przewróciłam zirytowana oczami,po czym tak jak moi przyjaciele,upiłam łyk trunku,krzywiąc się przy tym,jakbym zjadła plasterek cytryny.Nie przepadam za piwem.Preferuję bardziej jakieś słodkie wino,albo drinka,jednakże nie było nic takiego pod rękę,więc musiałam się zadowolić gorzkim posmakiem nielubianego alkoholu.
-Mówiłam,że ci się uda - odparła arogancko Vanessa,trącając mnie swoim biodrem,na co zachichotałam pod nosem.Odwdzięczyłam jej się tym samym,po czym podeszłam do stolika, odstawiając butelkę na plastikową podkładkę.Uśmiechnęłam się na widok rozweselonego towarzystwa,wsłuchując się w lecącą w tle muzykę.Właśnie leciało Thinking Of You - Katy Perry, które od jakiegoś czasu,coraz częściej rozbrzmiewało w moich słuchawkach.



Cause when I’m with him
I am thinking of you
Thinking of you
What you would do if
You were the one
Who was spending the night
Oh I wish that I
Was looking into your eyes


-"You’re like an Indian summer.In the middle of winter.Like a hard candy.With a surprise center. How do I get better.Once I’ve had the best..." - zaczęłam nucić pod nosem,przymykając przy tym powieki.Zwilżyłam suche usta językiem,będąc przygotowaną na resztę tekstu,jednak ktoś umiejętnie mi w tym przeszkodził.

-"You said there’s.Tons of fish in the water.So the waters I will test..." - usłyszałam tuż przy swoim uchu,na co uśmiechnęłam się pod nosem,powoli odwracając się za siebie.Zadarłam głowę do góry, patrząc się na chłopaka,który miał czelność dokończyć za mnie zwrotkę.
-Lubię kiedy śpiewasz - odparłam szczerze,przyglądając się ciemnym oczom,w których zamigotały wesołe iskierki.Zayn przeczesał palcami swoje bujne włosy,racząc mnie jednym ze swoich uroczych uśmieszków.Pochylił się delikatnie nade mną,tak że niemal stykaliśmy się nosami,po czym kontynuował.
-"You’re the best.And yes,I do regret.How I could let myself.Let you go.Now,now the lesson’s learned.I touched it I was burned.Oh I think you should know..." - zaśpiewał cicho trzecią zwrotkę,przyglądając mi się uważnie.Słuchałam go jak zaczarowana,nie potrafiąc odwrócić od niego swojego skupionego spojrzenia.Malik miał w sobie coś,co sprawiało,że gdy śpiewał,stwarzał wokół siebie jakąś magiczną aurę,przez którą nie sposób było go zignorować.Wychodziło mu to tak niebywale lekko,a był zarazem tak perfekcyjny.To niedorzeczne.
-Gratuluje ci - wychrypiał swoim niskim głosem.Uśmiech na moich ustach poszerzył się momentalnie,a serce podskoczyło w niebywałej radości.Jeny,czyżbym na to czekała przez ten cały czas?Tylko jego słowa przyprawiły mi aż taką przyjemność.Czy to normalne?
-Dziękuję - szepnęłam z deka zawstydzona.Brwi chłopaka uniosły się maksymalnie ku górze,a chwilę później,przyciągnął mnie mocno do siebie,zamykając w szczelnym uścisku.
-Bardziej preferuję takie podziękowania - zachichotał prosto w moje włosy,gładząc swymi smukłymi palcami moje plecy.I mimo iż nasze skóry się ze sobą nie zetknęły,to w miejscach, gdzie znajdowały się jego dłonie,poczułam dziwne,niecodzienne mrowienie.Było zupełnie podobne do tego,które odczuwałam będąc w ramionach Neymar'a.Przymknęłam powieki, chłonąc ciepło bijące od jego ciała.
-Dziękuję - powtórzyłam,unosząc lekko głowę.Jego brew drgnęła ku górze,a w tęczówkach pojawiło się widoczne zdziwienie.Wczepiłam palce w jego koszulkę,nie spuszczając wzroku z jego twarzy. -Brakowało mi tego - szepnęłam nieśmiało,czując jak na moje policzki wpływają wdzięczne rumieńce.Kącik jego ust zadrgał niebezpiecznie,by po chwili ukazać mi swój ciepły uśmiech.Och,powiedzcie mi,jakim cudem ten chłopak ma w sobie tyle pozytywnych emocji? Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się,żeby wpłynął negatywnie na moje samopoczucie.
-Mi również - odparł cicho,zaczepiając za moje ucho pojedynczy kosmyk włosów.Spuściłam speszona wzrok,biorąc głębszy wdech.Zayn zachichotał,odsuwając się delikatnie ode mnie.
 -Chyba ktoś ma do ciebie jakąś sprawę - mruknął  z niezadowoleniem,wlepiając oczy w jakiś obiekt za mną.Zmarszczyłam w skonsterowaniu czoło,odwracając się przez ramię i napotkając ciemne,paraliżujące spojrzenie Neymar'a,który stał w kącie i przewiercał nas swoimi tęczówkami, zupełnie jakby chciał nam dać wymowny znak,że nie podoba mu się to,iż ze sobą rozmawiamy. Zgryzłam mocno policzek,czując jak moje mięśnie gwałtownie się napinają.
-Chcesz z nim pogadać? - spytał cicho mulat.Przytaknęłam ledwo widocznie głową,po czym posyłając jeszcze przyjacielowi przepraszające spojrzenie,skierowałam się do pana "Jestem zbyt dumny by do ciebie podjeść,dlatego puszę się jak cholerny paw". Skrzyżowałam ramiona na piersi,po czym stanęłam o krok od niego,patrząc się na niego wyczekująco.Jego brew drgnęła ku górze w geście irytacji,jednakże nic nie powiedział.Po prostu stał i prześwietlał moją twarz, zapewne mając nadzieję,że posiada super magiczną moc Supermana i za pomocą laserowych oczu,zrobi mi pokaźne dziurki w czaszce.Wybacz skarbie,ale to nie ta bajka.
-Powiesz coś wreszcie? - prychnęłam zła,mrużąc przy tym powieki.Chłopak uśmiechnął się kpiąco,pochylając się lekko nade mną.
-Piękna dziś pogoda,nieprawdaż księżniczko? - odparł złośliwie,zupełnie nie przejmując się moimi wcześniejszymi słowami.Fuknęłam oburzona,niemalże tupiąc przy tym swoją nogą.CO.ZA. DRAŃ.
-Jesteś okropny - warknęłam rozdrażniona,dźgając go palcem wskazującym w jego twardą klatkę piersiową.Jego brwi uniosły się ku górze w wyraźnym rozbawieniu,a kącik ust zadrgał delikatnie. I choć byłam dumna ze swojego posunięcia,to jednak wyobrażałam to sobie nieco inaczej. Myślałam,że cofnie się chociażby o krok,a w rzeczywistości,stał nadal w tym samym miejscu, zupełnie niewzruszony,a ja zastanawiałam się,czy przypadkiem nie złamałam sobie palca przez te jego pieprzone mięśnie.Głupi,idealny Neymar.
-Pokaż to - westchnął ciężko,łapiąc moją dłoń w swoją,przyglądając się mojej ręce z niebywałym skupieniem.Drgnęłam na jego niespodziewany dotyk,zgryzając przy tym mocno swoją dolną wargę.Brunet zacmokał pod nosem,po czym pochylił się i złożył delikatny,ciepły pocałunek na opuszku bolącego palca.W momencie kiedy jego usta stykały się z moją skórą,popatrzył się prosto w moje oczy,na co dostałam prawdziwej palpitacji serca.Wstrzymałam oddech,gapiąc się w osłupieniu na jego twarz,po której błąkał się tej jego arogancki uśmiech.Cholera!Ten dupek wie,że jest piekielnie seksowny.
-Nie krzywdź się - wymruczał niskim głosem,chowając moją małą dłoń w swoją.Ścisnął ją nieco mocniej,utrzymując ze mną przez dłuższą chwilę kontakt wzrokowy,który zaraz przerwałam, niedowierzając w to,co miałam zamiar powiedzieć.
-Ale to ty krzywdzisz mnie - szepnęłam cicho,powodując tym samym niebywałe zaskoczenie, jakie wpłynęło na jego twarz.W jego ciemnych oczach widać było niesamowity ból i smutek, który niesamowicie mnie przygniatał.
 Wzięłam głębszy wdech,powoli wyjmując swoją dłoń z jego uścisku.Jego szczęka zacisnęła się mocniej na mój gest,jednak nic nie powiedział.Podniosłam na niego wzrok,przełykając powoli ślinę.
-Kim my tak naprawdę dla siebie jesteśmy,Neymar?


----------------------
Hej wszystkim!:*
Przepraszam,że tak długo musieliście czekać na nowy rozdział. 
Wooow,laura podejmuje pracę!
I w tym rozdziale pojawia się nowy bohater Marc,jak myślicie będą przyjaciółmi?A może Marc będzie chciał czegoś więcej?:D 
A może wy macie jakieś pomysły na dalsze rozdziały? :) 


13 komentarzy:

  1. Kobieto do jasnej cholery oni mają być razem Ney+Laura=<3 . Nie no super piszesz ale niech się wkońcu pogodzą czy coś

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne! Ale proszę więcej neymara :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejejejejejejejejej...! *.* *.* +.*
    To jest przepiękne i tak jak oko jednej mojej emotki inne od całej reszty WYJĄTKOWE.
    Słucham bardzo pasującej do tego piosenki wiesz ?
    - Gdzie jesteś, powiedz mi gdzie jesteś, bo się zgubiłem i nie wiem gdzie moje miejsce. Czy bije serce, bo dawno nie patrzyłem w twoje oczy. Czuje twój dotyk każdej samotnej nocy.
    Możesz pomyśleć że ten kawałek nie pasuje piosenki. Ale ja biorę uczucia i pasuje mi do Ziarnecki- Gdzie jesteś.
    Jak ci przed chwilką zacytowałam.
    Naprawdę MEGA MEGA ROZDZIAŁ.
    Czekam na nexta i życzę weny.
    Zayn, James, Marc, Neymar, Harry ! Ale masakra ! Ale mi£a.. lubię takie rozbudowane wątki <3

    OdpowiedzUsuń
  4. O ja pierdole ! Ale ZAJEBISTE !
    Długo nie było nowego rozdziału ale się doczekałam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. zajebisty,ale więcej neymara<3333333, niech sie pogodząc<333

    OdpowiedzUsuń
  6. Błagam o next!!! Oni muszą być razem<3 Neyura forever!! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. http://moje-zycie-moje-cierpienie.blogspot.com/2014/09/rozdzia-3-zostan-bo-ta-noc-to-ona-pacze.html?m=1 --> zapraszam na nexta kochana licze na twoją szczerą opinie <3 *.*

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow! Swietny blog, jak i rozdzial! No i oczywiscie plus za fabule, bo chyba nigdy sie z taka nie spotkalam, a uwierz ze przeczytalam miliony fanfictions. Nie znalazlam zadnych bledow, jeju, wszystko idealnie. Czekam na nastepny! Xxx

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy